środa, 29 października 2008

Dzień 71




Mazurskie poranki...

Dzień 70

Coś być miało, ale się...

czwartek, 4 września 2008

Dzień 69

Z auta do biura :)


środa, 3 września 2008

Dzień 68

Muszę się przyznać, że najbardziej nie lubie niedzieli, chyba tylko dlatego, że jest zapowiedzią poniedziałku, że już w niedziele mam ciśnienie, bo zaraz zaczyna się tydzień. Nawet poniedziałek nie jest taki zły.

Dzień 67


Ustrzeliłem dziś rano na Jaggiellońskiej taką Łade po tuningu... piękne są te płyty cd, taka bardzo stylowa ozdoba, świetny dodatek to image tego auta :) brawo sąsiedzi :)

Dzień 66

Piękny piątek, o tyle piękniejszy że jeszcze mam wolne i można się relaksować przez cały dzień, a w nocy naprawdę się wyszaleć porządnie :) juhu...hehee

Dzień 65

Po powrocie do Wawki jakos tak poczułem jej kolory...

Dzień 64

Jak się tak siedzi w deszczu nad Bałtykiem to nachodzi człowieka taka refleksja, że jednak lepiej wydać parę groszy więcej i zwiać do do jakiegoś cieplejszego zakątka świata, przynajmniej pogoda gwarantowana, a nie cały wyjazd deszcz, bloody chlerny fuckin' deszcz...

Mamy już dosyć naszego ośrodka Kameleon, nie wiem jak można wynajmować komus pokój w takich warunkach, wkrótce wysmażę im piękna opinie na moim blogu.

Dzień 63

Znowu pada deszcz, poszliśmy do mini zoo w Jantarze, bardzo fajna miejscówka, można nakarmić Syna Szatana (taki stary, czarny kozioł). Majce bardzo się podobało, zresztą mi również :)
Powoli stwierdzamy, że miejsce w którym wynajkmujemy pokój nie jest do końca oazą spokoju na jakie się kreuje.

Dzień 62

Wreszcie zaświeciło słońce. Jantar, jak już wspomniałem jest bardzo fajnym i jeszcze nie obleganym przez tabuny dresów i innego buractwa miejscem. Plaża wygląda dużo lepiej niż się spodziewałem, do tej pory uważałem, że jak ładna plaża to tylko Dębki, a tu proszę, taka miła niespodzianka.
Po całym dniu smażenia się na słońcu i zabawy w wodzie i piasku, stwierdzam że chyba za bardzo się zarumieniłem. Piekące plecy, ręce i nogi :) ratuje Madzka, jej zgrabne dłonie i pantenol :)
Dzień in plus, zdecydowanie.

Dzień 61

Jantar dzień kolejny, leniwa niedziela, ulice zapchane bo tłum ludzi musi iść do kościoła, ponieważ ciągle leje, postanowiliśmy robić tripy, dziś Malbork, bardzo ładne miejsce, przynajmniej lepsze od zlanej deszczem plaży.
Cali mokrzy docieramy do zamczyska, parking dwie dychy, heh, wstęp do zamku trzy-pięć, no to nie weszliśmy, szkoda bulić siedem dyszek za jakieś zamczysko, które się już widziało jak się było małym brzdącem. Wolę alkohole.

Dzień 60

Nareszcie kolejna sobota, najbardziej relaksujący dzień tygodnia, właściwie od czwartku jestem nad morzem w Jantarze, bardzo sympatyczne miejsce tylko deszcz leje :(

Dzień 59

Tak sobie pomyślałem, że wrzucę czasem jakiś filmik, może się komuś spodoba, moja leniwa "twórczość".

Dzień 58



Się jeździ po kochanej Pradze :)

środa, 13 sierpnia 2008

dzień 57



Ostatni dzień w Warszawce i morze :) Szkoda, że nie Dębki albo okolice, ale zawsze to jakiś relaks.

Wczoraj też niekiepsko, ustawka z Rafakiem w Prku Praskim, pyszne zimne piwo, szlugi, funky muza z komórki i deskorolka. Pomimo obaw udało się odświeżyć znajomość z Tą Panią, aż się rozmarzyłem i zapragnąłem mieć własną, z tego chyba się nie da wyleczyć, szkoda tylko że kolano nie w stu procentach sprawne, bo jeszcze dość niepewnie się czuje na drewnie. Wszystko w swoim czasie. Jazda na deskorolce to zajebista sprawa, szkoda że tak niewielu może tego doświadczyć.

Powrót z melanżu jak zwykle per pedes po drodze doskonała muza provided by Rafak, dwa obleśne hamburgery na Starzyniaku i słodki sen.

Rano już taki rześki nie byłem, do roboty dotarłem jakoś na dziewiątą, ale moja głowa zaczęła pracować dopiero ok oło południa. Zobaczymy jak będzie dalej.

Dziś dzień pakowania i przygotowania micra extreme do podróży. Lubie tripy :)

Dzień 56

Trzeba rozładować napięcia z całego poprzedniego tygodnia. Browar na nadwiślańskiej plaży dobrze mi zrobi, kto by pomyślał, kiedyś codziennie piwo, a teraz, od święta, haha, zabstynęciałem. Grubo.

Dzień 55

Nawet fajny dzień ten poniedziałek, chociaż troche za dużo zadań się zrobiło, sporo do ogarnięcia, jednak daję sobie radę. Okazuje się, wbrew moim przypuszczeniom, że natłok pracy i rzeczy "do zrobienia" sprawia, że świetnie się czuje i odnajduję w uporządkowywaniu organizacyjnego chaosu.

Dzień 54

Niezwykle udane zakupy w centrum handlowym miałem dziś, brrrr.

Dzień 53

Się pali, się pije, się żyje...

Dzień 52

Cośtam sobie dłubię w photoshopie, przyda się niedługo większa ilość umiejętności.

Dzień 51

Nowe obowiązki, większy zakres kompetencji... Tak, tak, ta robota mnie kocha :)

Dzień 50

jest dobrze :)

Dzień 49

Relaks i Calvin Harris w tle.

Dzień 48

Coraz mniej czasu

niedziela, 3 sierpnia 2008

Dzień 47