środa, 13 sierpnia 2008

dzień 57



Ostatni dzień w Warszawce i morze :) Szkoda, że nie Dębki albo okolice, ale zawsze to jakiś relaks.

Wczoraj też niekiepsko, ustawka z Rafakiem w Prku Praskim, pyszne zimne piwo, szlugi, funky muza z komórki i deskorolka. Pomimo obaw udało się odświeżyć znajomość z Tą Panią, aż się rozmarzyłem i zapragnąłem mieć własną, z tego chyba się nie da wyleczyć, szkoda tylko że kolano nie w stu procentach sprawne, bo jeszcze dość niepewnie się czuje na drewnie. Wszystko w swoim czasie. Jazda na deskorolce to zajebista sprawa, szkoda że tak niewielu może tego doświadczyć.

Powrót z melanżu jak zwykle per pedes po drodze doskonała muza provided by Rafak, dwa obleśne hamburgery na Starzyniaku i słodki sen.

Rano już taki rześki nie byłem, do roboty dotarłem jakoś na dziewiątą, ale moja głowa zaczęła pracować dopiero ok oło południa. Zobaczymy jak będzie dalej.

Dziś dzień pakowania i przygotowania micra extreme do podróży. Lubie tripy :)

Dzień 56

Trzeba rozładować napięcia z całego poprzedniego tygodnia. Browar na nadwiślańskiej plaży dobrze mi zrobi, kto by pomyślał, kiedyś codziennie piwo, a teraz, od święta, haha, zabstynęciałem. Grubo.

Dzień 55

Nawet fajny dzień ten poniedziałek, chociaż troche za dużo zadań się zrobiło, sporo do ogarnięcia, jednak daję sobie radę. Okazuje się, wbrew moim przypuszczeniom, że natłok pracy i rzeczy "do zrobienia" sprawia, że świetnie się czuje i odnajduję w uporządkowywaniu organizacyjnego chaosu.

Dzień 54

Niezwykle udane zakupy w centrum handlowym miałem dziś, brrrr.

Dzień 53

Się pali, się pije, się żyje...

Dzień 52

Cośtam sobie dłubię w photoshopie, przyda się niedługo większa ilość umiejętności.

Dzień 51

Nowe obowiązki, większy zakres kompetencji... Tak, tak, ta robota mnie kocha :)

Dzień 50

jest dobrze :)

Dzień 49

Relaks i Calvin Harris w tle.

Dzień 48

Coraz mniej czasu

niedziela, 3 sierpnia 2008

Dzień 47